Właśnie trwa Kurs Turystyki Zimowej. Kolega po raz kolejny pyta mnie, czy mi się podoba, a ja po raz kolejny z uporem dzikiego osła odpowiadam, że ani trochę. Ale hej! Wyobraź to sobie…
Jest zimno. Już odmarzają Ci palce. Brodzisz w śniegu po kolana. Nagle niekontrolowanie zjeżdżasz z urwiska. Albo… Właśnie zasypała cię lawina. Albo wyciągasz nieprzytomnego partnera ze szczeliny w lodowcu. I co? Fajnie? No właśnie.
Czy warto pojechać na Kurs turystyki Zimowej?
TAK.
Taki kurs to idealna odpowiedź na moją kampanię: Rusz się! Ma w sobie wszystko, czego potrzeba do spędzenia przygodowego weekendu:
- wyjeżdżasz daleko od domu
- spędzasz czas na świeżym powietrzu
- dużo się ruszasz
- poznajesz nowych ludzi
- uczysz się przydatnych rzeczy
- zwiększasz swoje szanse na przetrwanie
Dla kogo jest taki Kurs Turystyki Zimowej?
Moim zdaniem Kurs Turystyki Zimowej jest dla każdego, kto choćby przelotnie pomyślał o pójściu w góry zimą. Jeśli przejdziesz taki kurs to na pewno nie podzielisz losu nieszczęśników zaskoczonych przez zmrok na trasie z Morskiego Oka.
OK, omawialiśmy tam bardzo zaawansowane scenariusze typu wpadania w szczelinę w lodowcu, czy bycia zasypanym przez lawinę i rozumiem, że turysta morskooczny nie ma szansy doświadczyć tego typu atrakcji, ale… Rozpatrzenie najczarniejszych scenariuszy naprawdę pobudza wyobraźnię i skłania do ponownego zastanowienia się zanim zabierzesz 10-letnie dziecko na szczyt Mnicha. Zimą. W trampkach.
Czego nauczysz się na Kursie Turystyki Zimowej?
Zaczniemy od poznania najbardziej podstawowego z podstawowych sprzętów.
Od organizatorów dostaniesz (albo raczej wypożyczysz):
- raki,
- czekan,
- kask,
- uprząż,
- komplet karabinków i ekspresów,
- śruby lodowe,
- przyrząd asekuracyjny i bloczek z blokadą (to naprawdę jest oficjalna nazwa tego sprzętu!),
- liny i taśmy
- lawinowe ABC, czyli łopata, sonda i detektor.
I… To nic nie szkodzi, że tak normalnie nie masz tych sprzętów na własność i nigdy do tej pory nie było okazji z nich korzystać bo… Na tym kursie dowiadujesz się też wielu rzeczy, o tym wyposażeniu, które już masz. O butach, które powinny nie przemakać. O skarpetach, które powinny grzać. O plecaku, który jest do bani, bo nie mieści się w nim łopata lawinowa. O nowiutkich rękawiczkach, które wyjątkowo są OK, bo nie ślizga się w nich lina. Dowiadujesz się też, że koszulka z wełny merynosa to był najlepszy zakup tego stulecia i już nigdy nie założysz nic innego na zimową wycieczkę.
A Miłosz odcinał pompon od swojej czapki, bo nagle okazało się, że pompony nie mieszczą się pod kaskami. I starzy wyjadacze mogą się śmiać w najlepsze, ale… Doświadczenie na własnej skórze, że takie drobnostki jak zielony pompon mogą zrujnować wyprawę w góry jest absolutnie bezcenne.
Bezcenne jest też przerobienie wszystkich najczarniejszych scenariuszy w jak najbardziej kontrolowanych warunkach. Na Kursie Turystyki Zimowej mieliśmy okazję posiąść wiele umiejętności, które zdecydowanie lepiej nabywać w warunkach testowych niż w rzeczywistej sytuacji zagrożenia życia.
Zjeżdżania na linie
Wyciąganie partnera na bloczku, przyrządzie asekuracyjnym lub… odpowiednim węzełku
Tworzenie punktów asekuracyjnych w drodze
Obsługa śrub lodowych i budowania na nich stanowisk asekuracyjnych
Wchodzenie na stromą ścianę na własnoręcznie wywiązanych węzełkach
Budowanie lodowych miejsc biwakowych/ratowniczych
Opanowanie obsługi lawinowego ABC, czyli łopaty, sondy i detektora
Ratowanie się czekanem podczas spadania ze zbocza góry, lub śliskiego lodowca
i… wiele innych umiejętności, których jeszcze nie masz.
Ważne jest to, że była nas tylko dziewiątka na dwóch instruktorów. Sebastian i Krzysiek odpowiadali na każdziutkie nawet najbardziej idiotyczne i oczywiste pytanie. Chłopaki mają też nieziemską cierpliwość i w kółko tłumaczą to samo jeśli nadal ktoś czegoś nie załapał. Wiem, bo sama zadawałam te najgłupsze i najnudniejsze pytania.
Dlaczego pojechałam na Kurs Turystyki Zimowej?
Nie będę owijać w bawełnę. Pojechałam na Kurs Turystyki Zimowej głównie dlatego, że jest organizowany przez moich znajomych: Sebastiana Fijaka i Krzysztofa Rychlika. Podchodziłam do tematu raczej pobłażliwie, ale na miejscu z pełną mocą przekonałam się dlaczego ich kursy mają na fejsie pięć na pięć.
Naprawdę, szczerze i z pełną odpowiedzialnością polecam wybranie się na Kurs Turystyki Zimowej z lawiny.com. Gdybym miała się doszukiwać minusów tego kursu, to chyba napisałabym, że w Chacie przy Zielonym Stawie Kieżmarskim, gdzie mieszkaliśmy, było patologicznie gorąco. Ale za to jedzenie było obłędnie dobre, więc w sumie wychodzi na zero :D
Tak więc oficjalnie ode mnie: zanim wybierzesz się w góry, zalicz Kurs Turystyki Zimowej.
Czy w ogóle kiedykolwiek przeszło Ci przez myśl, żeby wziąć udział w takim kursie?
Skomentuj:
tak, przyszlo. ale jeszcze nie dzis
A masz jakiś konkretny plan, czy na razie to tylko taka nieśmiała myśl?
plan na 2018 – wrócić w gory. 6-8 wyjazdów. w sezonie. potem myslec o zimie ;)
Można się śmiać z tego Morskiego Oka ale ilekroć byłam w Tatrach, 8/10 wycieczek i spacerów kończyło się przynajmniej pół godziny po zmroku. Jakoś tak nigdy nie zdarzyło się wymierzyć potrzebnego czasu idealnie, bo zawsze „a to może jeszcze tam pójdziemy”. Więc wracanie po kamieniach w ciemności i świecenie sobie telefonem zaliczyłam ze 3 razy. Może cały taki kurs nie jest dla mnie, bo jestem (i raczej pozostanę) górskim leszczem, ale jakiejś pogadanki na temat bym posłuchała ;)
No to jedna mądrość życiowa zaliczona: w góry zabierasz latarkę. NAWET jak wychodzisz o 7 rano :D