Brak ludzi, brak światła, brak słońca, brak ciepła, brak kolorów, brak uśmiechu: jesień.
Bo jesień wieszczów – ta złota – bywa we wrześniu. W październiku może troszeczkę ostatecznie.
W listopadzie jesieni do złota bardzo daleko. Dżdżysto, szaro, smutno, mokro, zimno, ciemno. Tak jest w listopadzie właśnie.
Ludzie nie mają czasu wyskoczyć na kawę, nie mają ochoty wyjść do baru, ani przystanąć pogadać. Deszcz pada, za oknem ciemno. Nikomu nie chce się odsłaniać zasłony a co dopiero wychodzić z ciepłego mieszkania.
Listopad ma to do siebie, że nie można nosić jesiennej kurtki, bo człowiek przemarznie na kość. Nie można też nosić zimowego płaszcza, bo można się w nim ugotować. Kurtka z kapturem nie chroni przed deszczem, bo ten zacina z każdej strony coraz zimniej. Parasol przeszkadza, ogranicza widoczność, zahacza o parasole przechodniów i wybija oczy na pasach. I tak zostaje się w kropce. Za zimno, za gorąco, za mokro, za…
W listopadzie wódka nie działa, herbata nie grzeje, leki nie leczą a imprezy nie bawią.
…Dochodzę do wniosku, że z listopadem jest jak z liceum. Trzeba przeczekać, bo później może już być tylko lepiej.
Skomentuj: