„Jak masz tak robić, to lepiej nie rób wcale!” Czy wiesz, jaki wpływ na dorosłe prowadzenie biznesu mają te hasła przekazywane z pokolenia na pokolenie? Ja dopiero niedawno dowiedziałam się, co zostawiły w mojej głowie. Nauczyłam się, że PERFEKCJONIZM MA RODZAJE i że noszę w sobie jeden z nich. Jestem perfekcjonistką! A nawet o tym nie wiedziałam. Jak? Posłuchaj.
A jeśli wolisz czytać, to zapraszam Cię do nieperfekcyjnie wygenerowanej automatycznie transkrypcji.
#15 odcinek podkastu: Jak nie zdziczeć w domu
Perfekcjonizm ma rodzaje?!
Jak masz tak robić, to lepiej nie rób wcale.
Boż, nie mogę patrzeć jak to robisz, no daj to już, ja to zrobię.
Bo jak ja się za coś zabieram, to ja to robię porządnie, a nie tak.
Mhm. Znasz te złote myśli pokoleń naszych rodziców i dziadków?
Ja znam. Za dobrze.
Mam 34 lata i dopiero w tym roku dowiedziałam się, że jestem perfekcjonistką
i panicznie boję się popełniać błędy. Jak to dopiero w tym roku? Zapytasz pewnie.
Nie znałam definicji perfekcjonizmu!
Zawsze wydawało mi się, że perfekcjonista to ktoś, kto musi mieć wszystko zrobione idealnie.
Na przykład podczas mycia okien: Bardziej liczy się to, że została jedna smuga niż to, że przez całą resztę okna coś widać. Albo podczas robienia strony internetowej bardziej liczy się to, czy ikona będzie miała zaokrąglone, czy spiczaste wierzchołki niż to, czy owa strona poleci w tym tygodniu na produkcję i wreszcie zacznie na siebie zarabiać.
Perfekcjonista kojarzył mi się też z takim pedantem. Z pedantycznym prasowaniem skarpetek i układaniem ich kolorami. W specjalnie do tego celu zakupionym organizerze.
I to nie jestem ja! Ja jestem mega bałaganiarą. Mnie męczy i wyczerpuje dziubdzianie kolorków i każdego piksela. Przynajmniej przed tym, jak dostanę pełny akcept koncepcji projektu. Ja nie mam problemu z pokazywaniem niedokończonych projektów. Nie mam problemu z dzieleniem pracy na etapy. I wypuszczaniem rzeczy zrobionych tak trochę, żeby kiedyś tam je poprawić. Albo i nie.
Perfekcjonizm ma rodzaje
W opisie książki o wdzięcznym tytule
Perfekcjonizm.
Jak uwolnić się od samokrytyki, zbudować stabilne poczucie własnej wartości
i odnaleźć wewnętrzną równowagę.
przeczytamy, że perfekcjoniści wiążą swoje poczucie wartości z wynikami i osiągnięciami, dlatego z obawy przed porażką, za wstydzeniem czy uznaniem za niekompetentnych unikają angażowania się w nowe rzeczy odmienne od tego, co znają. Łatwiej przychodzi im zauważanie swoich błędów i niedociągnięć.
Trudniej zaś zalet i dokonań.
Mindblow!
- Strach przed zabieraniem się za nowe rzeczy.
- Prokrastynowanie do upadłego przed rozpoczęciem projektów, których powodzenia nie jestem pewna na 100%.
- Rezygnowanie z uczestnictwa w konkursach, bo jest przecież szansa, że nie zajmę pierwszego miejsca.
To brzmi totalnie jak moje drugie imię! To jest opis mojego życia!
Kiedy dowiedziałam się, że perfekcjonizm ma rodzaje i może objawiać się nie tylko w dążeniu do dostarczania drobiazgowo dokładnych wyników swojej pracy, ale też w unikaniu działania,
jeśli jest szansa, że coś może pójść nieidealnie, to mnie zatkało, olśniło i zalało wspomnieniami z dzieciństwa.
Schematy z dzieciństwa
Nieustanne ocenianie.
Nie: czego się dzisiaj nauczyłaś?
Albo: co było najciekawsze w szkole?
Tylko: i co dostałaś?
I nie muszę nawet mówić, że wszystko poniżej piątki kończyło się: No i czemu się nie nauczyłaś?
Niekończące się porównywanie.
Niekonsekwentne w dodatku.
Takie na przykład:
- Dostałaś piątkę?
- A co dostała Magda?
- A, też piątkę.
- A, czyli nie było takie trudne.
I z drugiej strony
- Co? Dostałaś trójkę?
- No i co z tego, że inni dostali tylko jedynki i dwójki?
- Co mnie obchodzi, co dostali inni?
I moje ulubione.
- O, widzę, że dostałaś szóstkę.
- To nauczycielka musiała ewidentnie być pijana, jak wystawiała te oceny.
Brak przyzwolenia na naukę
I jeszcze schemat absolutnego, ale naprawdę absolutnego braku przyzwolenia
na niedoskonałość, na proces uczenia się, na popełnianie błędów.
Te standardowe:
Jak masz tak robić, to lepiej nie rób wcale.
To nie mogę patrzeć, daj mi to, już ja to zrobię.
Ech, bo jak ja się za coś zabieram, to robię to porządnie, a nie tak.
Perfekcjonizm w podstawówce?
Pamiętam, jak po raz pierwszy zawalił mi się świat. Jak w podstawówce byłam najlepsza w klasie z matematyki, jak i wszystkiego innego. Ech, i to pozwoliło mi wystartować w powiatowym konkursie kangurek. Byłam ultra podekscytowana. Do dzisiaj pamiętam ławki równo ustawione w rządkach
w naszej szkolnej sali gimnastycznej. Wiecie, jak na maturach, które widywałam w telewizji.
I byłam taka dumna, że to właśnie w naszej wiejskiej szkole znalazły się wszystkie najmądrzejsze dzieci z całego powiatu. Moje szczere podekscytowanie niestety bardzo szybko zmieniło się w największe upokorzenie mojego 11-letniego życia.
Zajęłam szóste miejsce.
Nie pierwsze, nawet nie drugie. Szóste.
Cała moja osobowość najlepszej w klasie i świetnej z matematyki tu i teraz na tej zielonej sali gimnastycznej z łoskotem legła w gruzach.
Szóste miejsce.
Pamiętam, że szłam do domu płacząc całą drogę i stawiałam nogę za nogą, żeby tylko jak najdalej odwlec moment, w którym będę musiała ze wstydem przyznać się do tej sromotnej porażki. Co mi w ogóle przyszło do głowy?! Dlaczego ja się w ogóle za to zabierałam, skoro nie zajęłam pierwszego miejsca?
Perfekcjonizm w gimnazjum
Na szczęście wraz z moim dorastaniem wypracowałam w sobie całkiem dobre schematy radzenia sobie
z tego typu uczuć, a mi na przykład w gimnazjum byłam już dużo lepiej przygotowana na takie sytuacje.
Wypracowałam niezawodne systemy skutecznego uczenia się na same piątki i szóstki.
Serio, nie żartuję.
I to ze wszystkich przedmiotów. Tym razem więc to pani od polskiego zaprosiła mnie do udziału w konkursie. Etap powiatowy przeszłam oczywiście z doskonałym wynikiem, a na etap wojewódzki,
w którym już nie było gwarancji, że zajmę pierwsze miejsce, no, znalazłam doskonały sposób. Koncertowo uniknęłam tego upokorzenia niezajęcia pierwszego miejsca poprzez, uwaga, werble, udawanie, że nadal mam zapalenie spojówek i za nic w świecie nie mogę się pojawić na sali konkursowej.
No doskonałe, prawda? Doskonałe!
Jak w ogóle się nie pojawię, to nie będą mieli możliwości mnie źle ocenić. Ha!
No i tak skończyłam gimnazjum ze średnią 5.4, konsekwentnie odmawiając wszystkim nauczycielom
zgody na wystawienie mnie w jakimkolwiek konkursie.
Doskonale albo wcale!
Dewiza doskonale albo wcale doprowadziła mnie do bardzo bezpiecznego miejsca robienia tylko tych rzeczy, w których jestem doskonała.
- Uczenie się,
- zdawanie egzaminów,
- kodowanie strony internetowych,
- bycie liderką zespołów,
- publiczne wystąpienia, podróże,
- organizowanie imprez, wyjazdów, konferencji.
No i nierobienia jakichkolwiek innych rzeczy.
Najistotniejsze tutaj jest to, że między DOSKONALE a WCALE nie ma ani krztyny
miejsca na naukę, popełnianie błędów albo próbowanie jeszcze raz.
O nie, nie, nie.
No i najgorsze jest to, że nie tylko starsze pokolenia, ale nawet Yoda, ikona ówczesnej popkultury,
wkładał nam do głów, że nie ma miejsca na naukę:
Do or do not,
there is no try.
Perfekcjonizm w dorosłości
Czy w dorosłym życiu przeszło mi to podejście, żeby w ogóle nie zabierać się za nowe rzeczy?
Wydawało mi się, że tak, bo przecież spróbowałam w życiu całego mnóstwa aktywności
i nauczyłam się miliona nowych rzeczy. Problem polega na tym, że mam tego pecha, że jestem zdolną i inteligentną bestią i bardzo wiele rzeczy przychodzi mi z ogromną łatwością i od razu robię je dobrze. Z tego z kolei wynikają dwa inne problemy. Ogromne problemy!
Pokażę je może na mojej praktyce jogi, bo tam to świetnie widać.
Perfekcjonizm w praktyce jogi, czy to możliwe?
Bo z tą praktyką jogi to jest tak, że wydawało mi się, że oto w końcu znalazłam sport dla siebie. Nie ma konkursów, nie ma gry zespołowej, w której ktoś mógłby mnie porównać do kogoś innego lub źle ocenić, nie muszę biegać i jestem tylko ja i moje postępy. Aha, ta, jasne.
To teraz się trzymaj, bo ja, proszę ja ciebie, zdołam te filozofie zaorać! Jak? Pozwolę sobie przedstawić
dwie konkretne sceny.
Scena pierwsza: rezygnacja
Postanowiłam sobie kiedyś, że nauczę się nowej asany, stanę na głowie.
Rozłożyłam matę, obejrzałam 12 filmików na YouTubie i jeszcze ze 4 na portalu jogi, tak na wszelki wypadek. Wtedy weszłam na matę i przez 15 minut, konsekwentnie, próbowałam stanąć na głowie. Wtedy boleśnie upadłam na tyłek, otrzepałam plecy sprawdzając, czy przypadkiem nikt mnie nie widział i pomyślałam sobie no okej, to nie dla mnie. Nie umiem stać na głowie, rezygnuję z tego projektu.
Scena druga, Unikanie.
Żeby nie było, mam też jogowe sukcesy. Na przykład po roku konsekwentnego chodzenia na zajęcia, zrobiłam przepiękny szpagat. Zebrałam gratulacje od nauczycielki i brawa podziwu od współuczestniczek kursu. Spojrzenia pełne aprobaty przyjmowałam z radością przez następnych kilka tygodni. Po czym pojechałam na miesiąc do Polski i bez żadnych ćwiczeń czułam, że już nie jestem taka rozciągnięta
i nie pyknę szpagatu bez rozgrzewki.
I jak ja się teraz pokażę na tych zajęciach, co? No jak? Najpierw chełpiłam się gratulacjami, a teraz co? Nie zrobię tego szpagatu. No nie zrobię go przecież!
I wiesz co?
Ze wstydu, że już nie zrobię szpagatu, przez kolejne trzy tygodnie nie miałam odwagi pojawić się na zajęciach jogi.
Rozumiesz? Nikogo to nie obchodzi. Czy ja potrafię dobrze rozkładać nogi, czy nie! A ja ze wstydu
niedoskonałości unikałam jogi.
Dobrze, że rozbolał mnie kręgosłup. Gdyby nie to, pewnie do dzisiaj bym nie poszła…
Co ma perfekcyjna joga do perfekcyjnego życia?
Aha, no dobra, no to widzisz, że te dwie sceny jogowe są totalnie głupie i niedojrzałe
i w ogóle…
Kto tak robi?!
Tylko co to ma do życia? Odkryłam, że bardzo wiele! Otóż mój perfekcjonizm
objawia się:
- lękiem przed popełnianiem błędów,
- rezygnacją na superwczesnym etapie, jeśli coś nie idzie mi od razu dobrze,
- unikaniem sytuacji, w których ktoś mógłby się zorientować, że już nie jestem doskonała,
- chorobliwą prokrastynacją w sytuacjach nowych, trudnych no i przede wszystkim takich z niepewnym rezultatem.
Kręcę się w kółko z tej perfekcji
No i co? No i na przykład teraz twórczo i zawodowo kręcę się w kółko.
Nie mogę nagrać odcinka podcastu, bo nie mam czasu, siły ani ochoty samodzielnie (ani za kasę, ale to osobna historia….) tak jak kiedyś:
- nagrać go,
- zmontować,
- napisać na jego podstawie wpis,
- zrobić grafiki na okładkę, blog, Instagrama, Facebooka i Pinteresta,
- napisać chwytliwy opis odcinka i wymyślić hasztagi,
- a następnie opublikować
- i wypromować w social mediach.
Od samego patrzenia na tę listę jestem zmęczona i przytłoczona.
Bo wiesz, to jest oczywiste, że nie można tego odcinka po prostu nagrać i puścić. No nie można, nie można i już! Bo jak coś robić to na piątkę albo wcale.
Bo co jak ktoś się zorientuje, że kiedyś to jakoś umiałam robić dopracowane produkcje, a teraz już nie umiem?
Boję się z tej perfekcji
A zawodowo? No na przykład mega bym chciała założyć swoją firmę i tak jak kiedyś
pracować, kiedy chcę i z klientami, z którymi chcę. Tylko co jeśli świat się zorientuje,
że po ośmiu latach pracy na etacie już nie mam długiej kolejki klientów dopytujących o moje wolne terminy? Co, jeśli się za to zabiorę i okaże się, że mój etatowy szef miał rację i nie da się ze mną dogadać i cała ta moja dbałość o użyteczność i wygodę klientów to jest nikomu do niczego niepotrzebna?
A co jeśli stworzę swój produkt edukacyjny, ale nie będę miała na dzień dobry 10 tysięcy
obserwatorów na Instagramie, 100 tysięcy maili na liście newsletterowej i nie będę mogła nagrać Reelsa o tym, jak zarobiłam 60 tysięcy złotych podczas snu?
To może bezpieczniej nie zaczynać? Żeby nikt nie mógł powiedzieć:
o Jezu, ja mogę patrzeć jak to robisz
no daj to, daj to już ja co zrobię
Perfekcjonizm — jak sobie z nim poradzić?
Niestety taką klamrą zamknę ten odcinek. Nie mam żadnych rozwiązań mam tylko obraz dysfunkcyjnego
perfekcjonizmu, który ekstremalnie utrudnia życie na każdym kroku. A ja nawet nie wiedziałam, że to mam! Nie mam rozwiązań.
Mam apel!
Zanim powtórzysz po swoich rodzicach, nauczycielach, dziadkach, ciotkach, czy kto ci tam jeszcze mówił takie rzeczy, któryś z tych krzywdzących tekstów, to weź głęboki oddech i pokaż dzieciom, że wolno
i warto się uczyć na błędach.
Osobiście mam nadzieję że pomysłodawca naszego obecnego pruskiego systemu edukacji
opartego na posłuszeństwie od linijki i ocenianiu smaży się w piekle!
A my?
Możemy następnym pokoleniom przekazywać, że zrobione jest lepsze od doskonałego.
Że każda wielka podróż zaczyna się od małego pierwszego kroku jak mawiał Laozzi.
Że (za Billem Gatesem) sukces nie jest kluczowy, kluczem jest nauka na porażkach.
Że milion razy lepiej jest zrobić coś, nawet byle jak niż nie zrobić nic ze strachu przed negatywną oceną.
COŚ zrobionego byle jak jest już krokiem w stronę wyznaczonego celu.
I właśnie z powodu tego COŚ dzisiaj słuchasz tego odcinka.
Jakie rodzaje ma perfekcjonizm?
Napisz w komentarzu, jakie jeszcze znasz rodzaje perfekcjonizmu. Masz na nie swoje sposoby? Chętnie się dowiem jak pokonać mój.
Skomentuj:
Tak, ten artykuł świetnie uchwycił różne oblicza perfekcjonizmu. Cieszę się, że dowiedziałam się więcej na ten temat co jest kluczowe no i teraz łatwiej mi zrozumieć własne tendencje życiowe, perfekcjonistyczne.