Wstań wcześnie rano, zjedz pożywne śniadanie, ubierz się tak jakbyś wychodził do biura – mówią poważne poradniki dla freelancerów. Jak ubierają się ludzie pracujący z domu? Czy dress code freelancera istnieje?
Poważne blogerki i blogerzy chwalą się w swoich działkach Internetu, że każualowy mejkap i biurowe ciuchy to podstawa we wprawieniu się w biznesowy nastrój i wkroczenie w dzień z całą możliwą produktywnością.
Jak wygląda dress code freelancera w moim wykonaniu?
Nijak. Ot co! Jestem freelancerem tudzież pracuję z domu już od 3 lat. Mój roboczy uniform składa się z kolorowego T-shirtu z poprawiającym humor nadrukiem, ordynarnych dresów i powyciąganego swetra. A… Jak jest zimno do tego uroczego zestawu dokładam kocyk czytelniczy.
Tak! Pracuję owinięta w koc z rękawami! I w kapciach-pieskach. Z ogonkiem.
To może chociaż makeup do biura?
Zdarza mi się obudzić w wyjątkowo dobrym humorze i wtedy postanawiam uczcić poranek wiosennym makijażem, ale tak na co dzień – w normalnych okolicznościach?… Czasami zdarza mi się uczesać przed obiadem. Zazwyczaj w okolicach drugiej kawy reflektuję się, że w sumie można by umyć zęby.
Praca z domu – jak ja mam się ubrać?
Jak chcesz!
Z mojej perspektywy: nie po to rzuciłam pracę w biurze, żeby teraz na własnym fotelu przed własnym komputerem siedzieć w garsonce!
Praca z domu daje ogromną swobodę i warto z niej korzystać. Ścisły dress code freelancera nie istnieje, ale granice odzieżowej przyzwoitości trzeba jednak zachować. Nie pracuję w piżamie, nie zakładam wczorajszych ciuchów, a na umówionych wcześniej skype’owych spotkaniach okazuję szacunek rozmówcy ubierając coś bardziej niż poplamioną koszulkę.
Jak dress code freelancera wpływa na produktywność?
Może trudno w to uwierzyć, ale… w cieplutkim wyciągniętym swetrze wcale nie piszę maili mniej rzeczowych, a pikseli nie widzę mniej wyraźnie.
Powiem więcej! Odkryłam, że moja praca z domu w dresie i wygodnej bluzce jest bardziej efektywna niż w ciasnych dżinsach i odprasowanej koszuli. Nie myślę w ogóle o tym, że jest mi niewygodnie, nie wiercę się na fotelu żeby uwolnić się od uwierającego paska i nie wstaję co chwilę żeby się poprawić. 100% skupienia na pracy.
Ale! Pozostaje psychiczna granica pomiędzy pracą a relaksem. Czasami trzeba dać sobie kopa do pracy. Wyjście ze strefy komfortu paradoksalnie może w tym pomóc.
Przeczytałam niedawno, że wielu ludziom pomaga założenie butów do pracy. Nasz mózg reaguje prostym skojarzeniem: mam na sobie buty – jestem poza domem = jestem poza strefą komfortu (w pracy) i muszę się skupić.
Ja nie próbowałam triku z butami, ale zauważyłam, że rewelacyjnie sprawdza się u mnie założenie… stanika. Nie wyobrażam sobie wyjść do ludzi bez tej części bielizny. Zakładam stanik, a więc już na pewno nie śpię i na pewno nie relaksuję się w domowym spa, a więc: pracuję! Taki prosty trik, a od razu wprowadza mnie w „tryb bojowy”.
A Ty? W co ubierasz się do pracy z domu? W piżamę, czy garsonkę? Masz jakieś ubraniowe triki poprawiające produktyność?
Napisz o tym w komentarzach!
Skomentuj:
A ja zakładam podkoszulkę i pierwsze spodnie, które wpadną mi w rękę. W stosunku do Twojego opisu przyznam się do jednej różnicy – dla mnie bardzo dobry jest jeszcze poranny prysznic chwilę przed pracą!
I przyznaj się, że zazwyczaj spodniam, które wpadną w rękę do dresy. :P
Tylko zawsze pozostaje dylemat – dresy sportowe, czy wyjściowe? :P
To może jeszcze jakiś poranny wpis na blogu?
Pracuję nad tym – na razie w wolnych chwilach robię porządki na blogu…
Przypomniało mi się, jak kiedyś opowiadałaś że po dwóch dniach pracy spojrzałaś na siebie w lustrze i stwierdziłaś że na dżinsach masz więcej jedzenia niż dżinsów :p
To był skrajnie skrajny przypadek skarajnego lenistwa i iogólnej nięchęci do jakich kolwiek innych dżinsów :D
Boże, bałam się, że w tym wpisie dojdziesz do spodni z polaru…. No ale może jeszcze nie jest tak źle, może jest nadzieja… ;)
Nope, spodnie z polaru są gorsze nawet od tych brudnych dżinów, więc faktycznie jest jeszcze jakiś margines przyzwoitości :D
Jak czyutałam wpis to jak bym czytała o sobie haha. Ja jeszcze w dobie mega lenistwa preferuje piżamy i szlafrok ;)
W 4 ścianach siedzę tylko podczas pracy. Równo z godziną skończenia zajęć pracowych ubieram się i… wychodzę z domu. Na spacer, do klubu, na spotkanie branżowe/planszówkowe/turystyczne lub po prostu ze znajomymi.
Nic tak nie motywuje do spotykania się z prawdziwymi ludźmi niż praca w domu w samotności. ;)
Mam wrażenie, że dość często zdarza się, że po pracy w biurze człowiek wraca do domu, zasiada na kanapie i tak kończy się jego życie społeczne – bo już się nie chce drugi raz wychodzić z domu. ;)
Najlepiej ubrać się tak, żeby po prostu było wygodnie :) Jakoś nie przekonuje mnie perspektywa pracy przy własnym biurku w koszuli i marynarce…
Może lepiej jak by się ładnie ubierać i ogarnąć jak do wyjścia. Ale to dodatkowy czas rano na wyszykowanie, którego nikt nie doceni:) A z kolei w kapciach i dresie pewnie nie łatwo się zmobilizować do wytężonej pracy;)
No właśnie chyba najważniejszą odpowiedzią na pytanie: „dlaczego dresy” jest: „bo nikt i tak nie doceni”. Świetnie to ujęłaś :)
Swobodnie, wygodnie, dresowo, tak jak lubię najbardziej. :)
I ja, gdy pracuję w domu, nie stroję się się w wyprasowaną koszulę i spodnie kant. Zdecydowanie bardziej wolę siedzieć w ulubionych szortach i podkoszulce. Fakt, poranny rytuał „ogarniający” pozostaje ten sam – chyba wtedy mój mózg uzmysławia sobie, że już nie śpię. Robię to jednak niezależnie od tego, czy pracuję w domu, poza nim, czy rzeczywiście mam dzień leniuchowania ;)
U mnie z tymi rytuałami różnie bywa. Oczywiście mycie twarzy i zębów i zjedzenie śniadania są obowiązkowe, ale już z czesaniem, czy makijażem różnie bywa ;)
Z makijażem to i u mnie bywa różnie, ale to akurat niezależnie od tego, czy siedzę w domu – czasami nawet do pracy nie za bardzo się maluję :D
Jak przenosiłam biuro z miasta do domu trochę się bałam tego „zszarzenia” , ale teraz wiem, że to ode mnie zależy. Ubieram się jak mam ochotę kiedy wiem, że nie mam klienta. czasem w koszuli siedzę do południa jak mam wenę. To jest cudowne.
Racja! Ja wczoraj pracowałam w eleganckiej koszuli, a dzisiaj t-shirt i bojówki. Do wyboru do koloru :)
A u mnie z rana jest reżim od 0600 rano – pies, trening, prysznic, potem luźne ciuchy (ale nie dres, bo nie lubię), śniadanie, sprzątanie. I około 0900 mogę usiąść do pracy. Żadnych trików. Straszny nudziarz… :-)
Od razu nudziarz! Dotlenienie się z rana z psem to megasposób na obudzenie się.
Ja niestety nie mam takiego dobrego motywatora ;)
U mnie działa prysznic, ładnie pachnące kosmetyki typu balsam, krem do twarzy. I świeże ubranie. Powyciągany podkoszulek tak, ale niekoniecznie taki który dawno powinien zostać wyprany. :P
Za to kiedy miałam skypy z domu, to zawsze musiałam się normalnie ubrać i wyszykować, uczesać. I tu już domowe ubranie się nie sprawdzało.
W moim przypadku, „sztywny” dress code poprawił efektywność pracy zdalnej. Wygodnie się pracuje w dresach i ulubionej koszulce, ale niestety mój mozg nie rozróżniał wtedy czasu spędzanego w pracy miedzy czasem wolnym. Przez to miałem problemy ze skupieniem, ciągle się rozpraszałem przez co praca nie była tak efektywna jak być powinna. Obecnie dzień zaczynam od szybkiego prysznica, następnie ubieram jakieś spodnie + koszulę i zaczynam pracę! :) Na koniec dnia zmiana outfitu na dresiki i mogę się rozkoszować czasem wolnym.
Ale miewam także „gorsze dni”, gdy okrywam się kocem, zakładam kaptur na głowę i koduje ;)
WOW super! U mnie koszula to byłoby zbyt wiele, ale na pewno nigdy przenigdy nie pracuję w piżamie albo bez spodni ;)