Pracujesz z domu? W takim razie doskonale rozumiesz problem pogodzenia rodziny i zadań do pracy. Cały dzień siedzisz w domu, więc chociaż obiad byś ugotowała! Jak to możliwe, że nie znalazłaś czasu na powieszenie prania? To nie widzisz, że te śmieci trzeba wynieść?

Bardzo długo nie byłam w stanie wygrać bitwy praca z domu vs rodzina i znajomi. Trudno było wytłumaczyć mojej rodzinie i znajomym, co to właściwie znaczy, że ja pracuję z domu. A właściwie… Do póki pracowałam ze swojego mieszkania w Łodzi to problem prawie nie istniał, ale jak tylko na chwilę przenosiłam się z pracą do domu rodzinnego, albo do kawiarni w innym mieście, to nieporozumienia były nieuniknione.

Praca z domu vs rodzina
Praca z domu vs rodzina – jak nie zostać bohaterką mema

Babcia nie rozumiała, że nie mogę przyjść o 10 na kawę, a to że właśnie o tej 10 mam spotkanie odbierała jak bezczelne kłamstwo, bo przecież nie wyszłam ze swojego pokoju. Rodzice długo mieli pretensje, że cały dzień siedzę w domu i nawet nie raczyłam rozwiesić prania. No i moje absolutne mission impossible pracy zdalnej: wytłumaczyć znajomym, że to że jestem w Gdyni a na zewnątrz jest 30 stopni, nie oznacza że plażujemy.

Jak ogarnąć konflikt praca z domu vs rodzina?

Chciałabym powiedzieć, że u mnie odbywało się to małymi kroczkami i w cywilizowany sposób, ale niestety byłoby to przynajmniej po części kłamstwo.

Będę utrzymywać, że najważniejsza jest praca u podstaw i rozmowa. Wytłumacz, na czym polega Twoja praca. Pokaż, że na Twoim monitorze jest ściana tekstu, a nie kolorowa gra komputerowa (jeśli robisz grafikę do gier komputerowych, to przykro mi, ale masz przerąbane…). Asertywnie utrzymuj, że teraz pracujesz i nie ma szans na spróbowanie, czy zupa jest dostatecznie słona.

Ale… Ja boleśnie odkryłam, że przychodzi taki moment, kiedy kolejne wściubienie głowy do pokoju i zapytanie: „Hej możesz na sekundkę?” przelewa czarę goryczy… Jestem koderem. Kiedy się skupiam, to mam w głowie następnych 40 kroków i 5 alternatywnych rozwiązań. Każde: „Hej, możesz na sekundkę?” i „Hej, jesteś?” wybija mnie z rytmu i potrzebuję mniej więcej 40 minut, żeby znów się w pełni skupić i przypomnieć sobie, co ja to miałam…

Dlatego pewnego dnia na przemiłe zaproszenie na kawę zareagowałam ostateczną furią. W ramach absolutnego zaprzeczenia postawy asertywnej, nawrzeszczałam na wszystkich domowników po kolei, że nie szanują mojego czasu, że ja się próbuję skupić, że mam w dupie, czy zupa jest słona, czy nie, że nie będę chodzić na kawki na każde zawołanie, że jak sobie wstawili pranie, to mogą sobie je też powiesić i że ja wracam do pracy, kończę o 17 i do tej pory nie chcę słyszeć ani słowa w moim kierunku chyba, że wybuchnie pożar.

Nie jestem z tego dumna w najmniejszym stopniu, ale… Zadziałało. Mój wybuch nieopanowanej furii dużo skuteczniej niż spokojne tłumaczenie pokazał, że to co robię jest na serio i że to dla mnie bardzo ważne.

Od tamtej pory udaje nam się wystrugać wspólne kompromisy już na spokojnie. Ja nie pomagam przy obiedzie i nie biegam wieszać prania, jak tylko pralka zacznie pipać i oni nie pytają o pierdoły co 15 minut. Ale za to podczas pobytu w domu rodzinnym inaczej rozkładam swoją godzinną przerwę obiadową (o tym skąd się wzięła pisałam tu: Praca z domu ma rodzaje?). Podzieliłam ją na pół. Pierwszą połowę spędzam na kawie z dziadkami, a drugą na jedzeniu rodzinnego obiadu. A pranie? Pranie też udaje mi się rozwiesić – poświęcam na to jedną z pięciominutowych przerw między zadaniami – tak zamiast przeglądania fejsa.

Jak ogarnąć konflikt praca z domu vs znajomi?

Ze znajomymi jest trochę łatwiej, bo nie mieszkają ze mną pod jednym dachem. Kontakt da się ograniczyć przez wyciszenie telefonu i wyłączenie prywatnych komunikatorów. Moi codzienni znajomi doskonale wiedzą, w jakich godzinach nie ma co się do mnie dobijać. Z resztą duża część z nich tak samo jak ja pracuje zdalnie, więc doskonale rozumieją różnicę między czasem skupienia a czasem rozrywki. Ale niekiedy…

Niekiedy jest piękna pogoda, a ja przelotem jestem w mieście dawno niewidzianego znajomego. W tych warunkach naprawdę trudno odmówić wspólnego obiadu, czy szybkiej kawy. Na początku się denerwowałam i próbowałam kategorycznie odmawiać wszelkich spotkań w ciągu dnia. Ale… Nauczyłam się odpuszczać. Doszłam do wniosku, że nie po to pracuję zdalnie, żeby zachowywać się jak 100% pracownik korporacji 9-17.

Okazje na kawę z przyjaciółmi z czasów studiów nie zdarzają się codziennie, więc po prostu rzucam wszystko i idę na najbardziej hipsterskiego dripa w mieście. Czasami zdarza się i tak, że jest 30 stopni, ja jestem nad morzem a znajomi stoją na progu z parawanem. Co robię? Dzwonię do szefowej aktualnego projektu, że jutro pracuję dłużej.

Tak więc… W przypadku konfliktu praca z domu vs znajomi po części wykorzystałam technikę uświadamiania, a po części starożytną sztukę odpuszczania. Zen.

Niezawodny sposób na udowodnienie rodzinie, że pracujesz z domu to…

Czasami żadne argumenty nie pomagają. Żadne pokazywanie pracy, wyjaśnianie na czym ona polega, udowadnianie, że nie gram w Quake’a całymi dniami, tłumaczenia, że naprawdę próbuję się skupić… Są tacy ludzie, do których po prostu nie dociera. Bo jak można się nie nabijać z dziołchy, co nawet nie potrafiła sobie znaleźć prawdziwej pracy, z nikim nie mogła się dogadać, żeby ją zatrudnili „normalnie na etacie”, tylko siedzi w domu i udaje, że coś robi, a mogłaby przecież pomóc w [tu wstaw cokolwiek].

I okej… Są tacy ludzie i musimy z tym żyć. Jaka pierwsza myśl przychodzi Ci do głowy w ramach radzenia sobie z takimi docinkami? Uzbroić się w grubą skórę i z gracją ignorować głupawe komentarze.

Ale są takie osoby, na których nam zależy i słuchanie takich docinków jest po prostu przykre. Jaki więc odkryłam niezawodny, bezkonkurencyjny, arcyskuteczny übersposób na taki „beton”?

Powiedz ile zarabiasz. I pokaż mi jednego, który nie złamie się pod ciężarem tego argumentu. Bo jakby jemu tyle płacili za nic-nie-robienie w domu, to pewnie też by w nim siedział całymi dniami.