Sala Samobójców – kiedy… Film się kończy, a ty drżysz.
Nie zrobiło się zimniej…

Bo… Żyjesz tam. W samym środku. W tej przepięknej scenerii wiecznie płonącego drzewa i tańca pikseli, które uważasz za tak prawdziwe…

Sala samobójców
Plakat z Filmweb.pl

Chodzisz na imprezy: „Haha, okej ja się z nią będę całować jak ty z nim też, przyjmujesz wyzwanie?”, „No chodź, będzie fajnie!”.
I znajdujesz swoje zdjęcia na tablicach. Dziecko dyrektora-kierownika na środku zaśnieżonego pola z flachą wódy na hejnalistę.

Bo masz te ekspresjonistyczne obrazy, które nazywasz swoimi przyjaciółmi, a przecież… Składają się tylko ze słów i uczuć. Takich, od których pytanie: „A jak smakuje twoja gruszka?” już dawno przestało dziwić.

I martwisz się. Trzeci dzień nie w Internecie, a wyjechał bez kasku. I tak nie móc być w tym szpitalu i choćby reprymendy odprawić należnej.
Nie potrafisz się nie przywiązywać. Nie potrafisz uważać, że to mniej prawdziwe.

Bo masz przyjaciół, z którymi żyjesz przez dwa lata pod jednym niemal dachem i widujesz się na prawdziwym pachnącym i smakującym obiedzie i odbierasz telefony z piosenkami na poprawę zdrowia, a… Już do końca życia będą krasnoludem poznanym na polu bitwy.

Bo masz takich znajomych, którzy w kontaktach międzyludzkich na żywo zdołali jedynie osiągnąć kilka siniaków i chwilę wymuszonego bezdechu. Zastawiają okna, bo słońce padając na monitor przeszkadza im prowadzić normalne życie.

Bo znajomi dzisiaj rozsyłają olśniewające uśmiechy i pocieszające półsłówka, a jutro wypadają z okien. Z dziewiątego piętra wypadają.

I… Znowu zrobiło się tak cicho.

Dobrze, że byłam na tym filmie w kinie. Trzeba było wstać i wyjść. Nie dało się zostać w pokoju i milczeć z zamkniętymi oczami.