Da się…

Zagrać listopad. Koncert z zamkniętymi oczami. Wyszeptać, wymruczeć, zakrzyczeć. Na śmierć zaskoczyć.

Panowie z Towarów Zastępczych do Krakowa spóźnili się 5 dni. Jeśli da się zagrać listopad i wyrazić nim wszystkie smutki, niedopalone papierosy, zdeptane serca i niesłuszne morderstwa to właśnie tak jak robią to Towary Zastępcze.

Czerski i Empi napisali kiedyś w jednej rozmowie, że z powodu dorosłości niektóre rzeczy trzeba zakończyć. Teraz bez miana wiecznego studenta i z obrączką na palcu tworzą „najsmutniejszy zespół polskiej muzyki rozrywkowej”: Towary Zastępcze. Na scenie – kiedy akurat nie recytują załamującego tekstu – bawią się dźwiękiem. Siedmiu facetów tworzy absolutny chaos. Okazuje się, że można bawić się jajeczkiem – grzechotką i to też będzie część utworu. I ten chaos sprawił, że nagrali całkiem nowy album, a stary zmienili nie do poznania.

I da się…

Saksofonem udać kurwę zza rogu i zataczającego się pijaczynę z Dolnego Miasta. Gitarą do pogrzebowego tekstu wstawić riff reggae. Do Żółknięcia dołożyć zwrotkę z rosyjską przyśpiewką pijacką i tym właśnie wyrazić zbyt mało wódki. Na koniec zaimprowizować COŚ nie podobne w żadnym wypadku do niczego innego i zapitym głosem wyśpiewać koniec końców.